sobota, 25 stycznia 2014



13. Wyrwanie się z rzeczywistości.




        Młody Jedi bardzo ucieszył się ze spotkania dawnej przyjaciółki. Nie widzieli się prawie dziewięć lat, przez to, że został porwany i był przetrzymywany przez półtora roku. Nikt nie wiedział, co się z nim działo. Szukano go bez przerwy, aż w końcu stracili wiarę w szczęśliwe odnalezienie adepta. Jednak nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że sama Rada Jedi podejrzewała, że chłopiec stał się nowym uczniem Sitha. Na szczęście to podejrzenie zostało szybko rozwiane, gdyż Iv został odnaleziony przez Obi-Wana, i to całkiem przypadkiem. Od tamtego czasu stał się „silniejszy” i zaradniejszy. Przez to całe porwanie, nauczył się wielu bardzo pożytecznych rzeczy potrzebnych do przetrwania w dżungli. Nie bał się drapieżników, chłodnych nocy, upiorów, które „mogą wyjść spod łóżka albo z szafy”, nie bał się niczego, jakby Moc otuliła go swoim płaszczem bezpieczeństwa, a on to czuł. Jako mały chłopiec doskonale radził sobie z utrzymaniem emocji na wodzy, od zawsze wiedział co jest złe, a co dobre. Wielu Jedi było pod wrażeniem jego umiejętności, czy ogromnym talentem, jak mówiła niewielka garstka mistrzów.
       Tylko w podświadomości coś mu zostało. Obrazy. Obrazy wojny…Rzeki krwi, w której leżały ciała…Płacz, błaganie o litość, krzyki dzieci, kobiet i mężczyzn. Ziemia, która chłonęła ciała poległych…Ogień. Niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze…Wiatr, który nadawał całej tej rzezi drastycznych barw…A potem przyszedł czas na deszcz, który zwiastował nadejście pokoju i harmonii. Obmył rany cielesne…Zieleń przypominała nowe życie, uwijanie nowego gniazdka, gdzie zawsze był azyl.  Obmywała rany psychiczne…Ból po stracie bliskich osób, domu, dorobku…
      Nie był w stanie zapomnieć o tym cierpieniu. Jako sześcioletnie dziecko widział wiele, zbyt wiele. Stał i wpatrywał się w ludzi, którzy mordowali z zimną krwią. Nie mógł nic zrobić, strach sparaliżował go całego. Serce biło jak oszalałe, oczy zalały się łzami. Ból, który odczuwał tamtejszej nocy, był bólem wszystkich istot cierpiących razem z nim. Poczuł przypływ adrenaliny i Mocy jednocześnie, chciał chwycić za broń, ale przerósł go strach. Osunął się na ziemię i następnego dnia obudził się w pomieszczeniu tamtejszych medyków. Nie zwlekając ani minuty uciekł, i biegł przed siebie…
     Po tym, jak Obi-Wan szczęśliwym trafem odnalazł go, gdy chłopiec natrafił na oddział patrolujący okolice Denovii. Mały  był przemoknięty i sparaliżowany strachem. Nic nie mówił, nic nie jadł i nie pił. Cały czas wracał wspomnieniami do zdarzeń sprzed kilku dni…A to już całkowicie go przerosło. W końcu wraz z Mistrzem Jedi i klonami wrócił do Świątyni. Tam Rada  wyciągnęła co nieco o porwaniu. Iv powiedział, że widział tylko człowieka, który był zamaskowany. Nie potrafił go precyzyjnie opisać, choć wiedział, że Jedi mógł powiedzieć wszystko. Ale nie mógł. W głowie zostało mu tylko obrazy, śmierć i dzwoniące wciąż zdanie „ Nie zmienisz swojego przeznaczenia, to co nadejdzie już nikt nie będzie w stanie powstrzymać…”. Potem tajemnicza osoba zniknęła, a on pozostał sam na pustkowiu…
Szwędał się dzień i noc nie dając sobie chwili odpoczynku. Jedno było pewne: był dzieckiem szczęścia, ponieważ znalazła go karawana. I od tamtego czasu nastały ciemne dni w jego życiu…
***

Anakin, po tym jak przyleciał z powrotem na Couruscant, chciał polecieć do apartamentowca Padme, ale przypomniał sobie, że jego ukochana jest jeszcze w delegacji. Ale zaraz, zaraz…Przecież Ahsoka ma jutro piętnaste urodziny…-Pomyślał zupełnie zaskoczony. Pierwsze urodziny Ahsoki, podczas bycia jego Padawanem. Myśli tak go pochłonęły, że nie zauważył, jak kroczy korytarzem Świątyni. Nagle jego rozmyślania przerwał sygnał komunikatora.
- Skywalker, słucham…
- Anakinie, potrzebujemy cię w Sali bitewnej.- Powiedział szybko Obi-Wan.
- Już idę.- Westchnął i rozłączył się. Szybkim krokiem dotarł do Sali, gdzie była już garstka Mistrzów Jedi, i jego wścibska Padawanaka, która wyglądała na starszą…Urosła w trzy dni? Zaśmiał się w duchu. Rzeczywiście, Ahsoka wyglądała na starszą: wyższe lekku, rysy twarzy stały się bardziej wyraziste, jej sylwetka także nabrała zupełnie innych kształtów. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko w celu przywitania swojego Mistrza. Ten odwzajemnił uśmiech i podszedł do wielkiego wyświetlacza hologramów.- Co się dzieje?
- Separatyści zaatakowali Bakurę, na Zewnętrznych Rubieżach. Władze zwróciły się do nas o pomoc.- Zaczął Kit Fisto.-  Bakura to bardzo spokojna i cicha planeta. Długo nie była najazdem Separatystów, więc myślimy, że hrabia Dooku nie przypadkowo wybrał tę planetę. Obi- Wan, ty i twoja Padawanka polecicie by pomóc zwalczyć armię Dooku.
- No tak…-Westchnął teatralnie.- Dobra, jaki jest plan?- Mistrzowie zaczęli prowadzić zaciętą dyskusję. Każde propozycje, które były rzucane, musiały być solidnie rozpatrzone, aby nie popełnić żadnego błędy, który prawdopodobnie odbiją się na mieszkańcach. Ahsoka stała z boku uważnie przyglądając się planowi. Nie wcinała się niepotrzebnie do burzliwej rozmowy, ale kilka razy rzucała jakieś drobne propozycje. Po dwóch godzinach wszyscy opuścili salę i udali się w różnych kierunkach.- Dość dziwny ten plan…- Zaczął Skywalker.
- Wydaje ci się, Anakinie. Myślę, że szybko uporamy się z blaszakami.-Odparł Obi-Wan.
- No to na pewno, ale czy skutecznie?
- Pewnie. Blaszaki trafią prosto na złom.- Rzuciła Tano uśmiechając się.
- Powinieneś brać przykład z twojego padawana.- Zaśmiał się lekko Obi-Wan i założyłręce do tyłu.
- Przykład czego?
- Entuzjazmu, rzecz jasna, Rycerzyku.- Anakin tylko pokręcił głową i uśmiechnął się. Dzisiaj wyjątkowo tryska z Tano wielką radością. Może dlatego, że zbliżały się jej piętnaste urodziny, a może dlatego, że w końcu leci na misję? Ważne, że po raz kolejny nie będzie strzelać fochów za jakieś błahostki. Całą trójka dotarła do hangaru, gdzie czekała już na nich kanonierka i oczywiście Rex, Cody i klony.
- Szykuje się niezła bitwa, co Rex?- Młodemu Jedi przeszedł już zły humor na myśl o „małej” potyczce z blaszakami i znowu rzucał swoje „żarty”.
- Tak, sir.- Wyślemy droidy tam, gdzie ich miejsce.- Wtedy Jedi i reszta klonów szybkimi ruchami znaleźli się na krążownku.
- Dasz mi jakiś patrol, Rycerzyku? Mogę dowodzić jakąś małą grupą żołnierzy?- Pytała non stop Ahsoka. Widocznie jeszcze nie wydoroślała z dziecinnego zachowania.
- Smarku, nie teraz. Jak dolecimy to pomyślę…- Anakin zatrzymał się na moment i spojrzał na swoją Padawankę.- Od kiedy ty tak szybko rośniesz?
- Wiesz…jak wstałam, to pomyślałam sobie, że dziś trochę urosnę…
- Ale śmieszne…
- Bo ktoś wstał dziś lewą nogą!- Wybuchła śmiechem.- Powinieneś się przyzwyczajać, Rycerzyku, bo niedługo twoja wredna Padawanka przestanie być „Smarkiem”!
- Taaa, jasne…Smarku!- Pokazał jej język i razem ruszyli w stronę mostka, gdzie czekał już Obi-Wan.