9."Coś jak podróbka bandy Hondo".
Kręciła się z boku na bok próbując zasnąć. Nie mogła, w
głowie wyświetlała się rozmowa z właścicielką tego pięknego domu. Znudzona
wyszła na balkon, wzięła kilka głębokich wdechów po czym wróciła do środka. Noc
była nadzwyczaj ciepła. Ale jej to nie ruszało. Nigdy nie lubiła łazić po
mieście. Tylko jak była dzieckiem. Kochała spacery, za każdym razem gdy się
gdzieś wybierała zabierała ze sobą ulubioną maskotkę. No i oczywiście resztę
rodziny. Tata, mama, siostra… Tak bardzo chciała ich zobaczyć. Podziękować za
to, co od nich dostała- Miłość, wyrozumiałość, poczucie bezpieczeństwa, radość.
Wszystko czego tak naprawdę potrzebowała. Żadnych materialnych rzeczy, które
można kupić na pchlim targu. To co dla niej jest najcenniejsze. I za żadne
skarby w Galaktyce nigdy by tego nie oddała. NIGDY. Tylko…Trapiło ją to, że już
ich nie zobaczy. Jak wtedy miała im by podziękować? A po za tym chciała
zobaczyć jak duma ich rozpiera, tym, że jest Jedi.
Dobra koniec rozmyślań. Gdzie może być Anakin?- uśmiechnęła
się złowieszczo. Zamknęła oczy i próbowała wysondować go za pomocą Mocy.- Ha,
sprytne Mistrzu, bardzo sprytne.- wymamrotała do siebie i po cichu wyszła z
domu.
***
Anakin szedł powoli obserwując ciemne uliczki Corvali.
Mijała już trzecia godzina, a ślad po terrorystach zaginął. Zapadli się pod
ziemię czy jak? Zapytał w duchu Skywalker. Było piękne bezchmurne niebo a
księżyc dawał dodatkowe oświetlenie, może nie za bardzo pomagał ale zawsze coś.
Na uliczkach była totalna pustka, od czasu do czasu szwendali się jacyś pijacy
i bezpańskie zwierzęta. Dwudziesto przez chwilę pożałował, że nie wziął ze sobą
Ahsoki. Przynajmniej mógłby z kimś pogadać albo, jak w to w jego stylu,
podenerwować Padawankę.
- Jak ja kocham gonić
za poszukiwanymi, nie mając żadnych tropów…-wymamrotał do siebie.
Skręcił w kierunku głównego placu, gdzie znajdowała się
ogromna fontanna, a wokół niej rozprzestrzeniały się różnorodne budowle.
Zatrzymał się na chwilę i spojrzał przez ramię za siebie. Dostrzegł poruszający
się cień. Wziął miecz do ręki ale nie włączył go, czekał. Nagle przed nim
wyskoczyło jakieś małe zwierzę. Skywalker odskoczył do tyłu, gdy zauważył...To
coś. Uśmiechnął się pod nosem i przez moment obserwował zachowanie małego
stworka.
- Boisz się myszoskoczków?- zapytał głos dochodzący zza jego
pleców.
Anakin odwrócił się gwałtownie i włączył miecz. Zaskoczony nie mógł nic
powiedzieć, jakby jakaś gula utkwiła mu w gardle.
- Nie no, to są jakieś żarty. Chcesz żebym..- urwał gdy
pewna wredna dziewczyna weszła mu w słowo.
- Zanim na mnie naskoczysz Rycerzyku, chcę tyko powiedzieć,
że zostawiłeś lokalizator.- odparła Ahsoka podawając mu urządzenie.
Skywalker skrzywił się i pokazał, że wziął lokalizator.
- Dobrze więc teraz ja coś powiem, Smarku. Po pierwsze:
niczego nie zapomniałem, po drugie: nie strasz mnie tak, po trzecie: dzieci w
twoim wieku dawno powinny spać!- wybuchł.
Ahsoka popatrzała na swojego Mistrza takim wzrokiem, jakby
pouczał ją ale sam niczego dobrze nie robi.
- Po pierwsze: jakbyś
znał się na urządzeniach, to wiedziałbyś, że ten lokalizator, który
trzymasz jest zepsuty. Po drugie: ja cię nie przestraszyłam, tylko po cichu
zakradłam się na twoje tyły. Po trzecie: owszem dzieci powinny już spać, ale ja
nie jestem dzieckiem, więc sorry Mistrzunio ale chyba nie masz sokolego
wzroku.- odparła ze złowieszczym uśmieszkiem.
Anakina zatkało, po prostu. Stał jak słup soli. Tylko
patrzał na Ahsokę wzrokiem, które malowało w jego oczach napis „ nie dożyjesz
jutrzejszego dnia”. A czternastolatka nadal spoglądała na swojego Mistrza tym
małym, wrednym i złowieszczym uśmieszkiem.
- Rycerzyku zaraz korzenie zapuścisz…- rzuciła z sarkazmem.-
Chodź. Ja przynajmniej wiem gdzie iść.
- A skąd to niby wiesz?
- Poszperałam trochę na temat tych zamachowców. Działają na
terenie całej Galaktyki, ale z biegiem lat ich grupa stawała się coraz
mniejsza. Coś jak Hondo i jego banda, rozumiesz?
Rycerzyk westchnął ciężko, i pokiwał głową. Wyrzucił
lokalizator, spadł pod jakiś dom. Spojrzał na sprzęt, który przyniosła Ahsoka i
wyznaczył kierunek- północny-zachód.
Pod drogą Anakin wypytywał Togrutankę o rzeczy związane z
„podróbką bandy Hondo”, jak ich nazwała młoda Jedi. Wyszli za bramę miasta,
gdzie stało dwóch strażników. Zatrzymali się na moment by obrać nowy kierunek.
Anakin obejrzał się wokół i powiedział:
- Teraz…północny-wschód.
- Północny-wschód?- podważyła Ahsoka.
- No tak.
- Przecież tam prawie nic nie ma. – odparła.
- Kompletnie nic? Coś musi być, Samrku. A na marginesie, nie
było cię tu jedenaście lat, na pewno coś wybudowali.
- Być może…Wiem! Na pewno tam jest kanion!- krzyknęła jak
małe dziecko.
- Kanion?
Ahsoka pokiwała twierdząco głową i ciągnęła dalej:
- Tak, jest dosyć
głęboki ale niedługi.
Skywalker pokręcił głową i spojrzał na Ahsokę, która
szczerzyła się jak małe dziecko. Westchnął. Spojrzał przez ramię za siebie i
wymamrotał.
- Dobra. Ale jak się zgubimy to ty nas z tego wyciągniesz.
Dziewczyna zasalutowała, wyrwała z rąk Anakina lokalizator i
już po kilku sekundach wyprzedzała swojego Mistrza o kilka kroków. Jedi
niezwłocznie ruszył za nią.
Po piętnastu minutach dotarli na wyznaczone miejsce.
Pustynia. Niewielka. Pustynia jak pustynia, niczym się nie różni. No może tylko
tym, że było bardzo dużo suchorośli. A już w oddali wyrastał bujny las. Wokół
Jedi nie było nic, poza szlakiem handlarzy, roślin i śladów butów, które
zostawili.
- No i gdzie masz ten kanion, Smarku?- zapytał. W jego
głoście zadrżała nuta zwątpienia.
Ale dziewczyna nie odpowiedziała. Tylko gapiła się w ekran
lokalizatora. Obróciła się w stronę lasu.
- W środku tamtej dżungli.-wskazała na „koniec” pustyni.
- Nie no. Serio? W środku dżungli ukrywają się terroryści?-
zakpił Skywalker.
- Ty możesz wracać jak ci się nie chce złapać terrorystów,
którzy zabijają niewinnych ludzi.-odgryzła się Ashoka. Jej słowa zabrzmiały
prawie jak szantaż.
Rycerzyk przewrócił oczami i powiedział:
- No już dobra, Smarku. Niech ci będzie.
Ahsoka była tak skupiona, że nie usłyszała żadnego z pytań
Anakina. Dopiero po kilku próbach dotarcia do umysłu młodej Jedi, dziewczyna
odpowiadał krótko i zwięźle.
Szerokie liście, bujne drzewa, ostre kolce dzikich krzaków i
denerwujące owady, cały czas wkurzały dwudziestolatka. Cały czas marudził i
chciał się wynosić jak najdalej od tego bagna. Togrutanka zadała sobie pytania:
Czy to jest mój Mistrz? Bo zaczyna przypominać mnie. Jak on ze mną wytrzymuje?
Nagle las się skończył i przed nimi wyskoczyła dzika
przestrzeń. Były tylko pnie drzew. Zaraz, zaraz pnie drzew.?!
- Co oni zrobili?! Jak mogli wykarczować tak wspaniały las!-
oburzyła się Tano.
Wspaniały las…-pomyślał Aanakin.- pełen chlernych
owadów…wspaniały las…
Gniew Ahsoki szybko się ulotnił. Szturchnęła Anakina, który
odpędzał latające muszki.
- Mi…Mistrzu…Zobacz!! Widzisz!? Nie myliłam się! Jest
kanion! A jak jest kanion to gdzieś muszą być ci bandyci!!!- wykrzyknęła.
Anakin zrobił kilka kroków na przód. Dostrzegł go kanion a
za nim kolejny pas dżungli.
- Miałaś rację, jest kanion. A za tamtą dżunglą pewnie jest
baza.
Wymienili spojrzenia i zaczęli biec. Zgrabnie przeskoczyli
kanion i znaleźli się w następnym lesie. Wskoczyli w gęstwinę i zauważyli
stary, zardzewiały magazyn. Koło niego stał jeden z terrorystów. Dwójka Jedi
szybko schowała się za wielki głaz. Anakin obmyślał plan a Ahsoka skontaktowała
się z Shaak Ti i z tajną policją.
- Wkraczamy sami czy czekamy na pomoc?-zapytał niepewnie
Togrutanka.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Anakin uśmiechnął
się i włączył miecz i wyskoczy zza skały. Padawanka zrobiła to samo. Bandyta
zaskoczony bez wahania podniósł ręce do góry. Ahsoka przypilnowała go a Anakin
wszedł do środka. Znalazł tam jeszcze jednego Togrutanina. Nie stawiał
oporu…Był pijany w trupa. Za łatwo poszło. Pomyślał Jedi. Wyłączył swoją broń i
wyprowadził terroystę na zewnątrz.
- Mistrzu powinien być jeszcze jeden. Gdzie on jest?-
zapytała zaskoczona.
- Nie wiem
Wtem Ahsoka przystawiła miecz do szyi więźnia i zapytała:
- Gdzie masz wspólnik?!
Ale Togrutanin milczał. Spojrzał się na Anakina a potem na
początek dżungli, z której wyszła grupka bandytów. Było ich siedmiu. Wszyscy
doskonale uzbrojeni. Nie
dobrze…-pomyślał Skywalker. Ahoka i Anakin wepchnęli wcześniej schwytanych i
zabarykadowali wejście kilkoma beczkami.
Siedmiu Togrutaninów rzuciło się na Jedi. Mieli takie same
miecze jak Jedi. Skad oni to wzięli?! Zapytała siebie Tano odpychając jednego z
zamachowców. Anakin przejął walkę nad czteroma, żeby Ahsoce było lżej z
pozostałymi. Jedi skutecznie się bronili a zaraz po tym przechodzili do ataku.
Anakin przeciął lekko ramię jednego z bandytów i wykorzystując nieuwagę,
przebił ostrzem miecza nogę drugiego. Oboje upadli na ziemię, wijąc się z bólu.
Potem grupa Togrutaninów zaczęła wycowywać się w stronę lasu. Lecz na próżno.
Stały tam wojska tajnej policji i Shaak Ti. Rzucili broń, oznajmiając przy tym
poddanie się. Policja szybko ich wyprowadziła a Ahsoka wyciągnęła pozostałych z
magazynu. Policjanci już się nimi zajmą. Tano podeszła do swojego Mistrza i
przykuła uwagę do cieknącej z szyi rany.
- Mistrzu! Ty krwawisz!- wykrzyknęła.
Anakin złapał się za szyję i otarł cieknącą krew.
- To nic takiego, Samarku.- uśmiechnął się do niej.
Ona tylko pokręciła głową i spojrzała w kierunku Mistrzyni
Ti, która zbliżała się do nich. A gdy już podeszła dostatecznie blisko
Skywalker zapytał:
- Skąd wzięli miecze świetlne?
- To nie są prawdziwe miecze świetlne.- oznajmiła.
- Ale jak je skonstruowali?
- W Galaktyce istnieje cząstka energii. Jest bardzo silna i
można z nią zrobić dosłownie wszystko. Niestety jest jej bardzo mało. Dlatego
ci bandyci pustoszyli planety w poszukiwaniu tej cząstki.
- Teraz już wszystko jasne- powiedziała z entuzjazmem Tano.
Policja zabezpieczyła teren. Trójka Jedi wróciła do Corvali.
Shaak, Ahsoka i Anakin podziękowali przyjaciółce Mistrzyni i ruszyli do statku.
Starsza pani zatrzymała młodą Jedi i wcisnęła jej w ręce
medalion na czarnym mieniącym się łańcuszku.
- Ale…co to jest?- zapytała zdziwiona Tano.
- Z czasem się dowiesz, Ahsoko.- powiedziała z miłym
uśmiechem.- A teraz zmykaj bo odlecą bez ciebie. Dziewczyna podziękowała za
prezent i wskoczyła do statku.
Byli już w atmosferze. Patrzała jak opuszcza swoją planetę.
Chciała zostać dłużej. Ale nie na misji, tylko w domu. Wyspać się w miękkim
łóżku, bawić się z przyjaciółmi…Ale cóż, tak czy siak wybrałaby Zakon. Chociaż
kiedyś spróbuje odnaleźć swoją prawdziwą rodzinę. Zobaczyć gniazdko, w którym
się urodziła. Poznać wszystko, co jest bliskie jej sercu.
----------------------------------------------------------
Heejjoo!
A więc po pierwsze: sorry, że tak długo nic nie wstawiałam. Nie mam w ogóle czasu.
Po
drugie: jak zauważyliście odbiło mi i napisałam dosyć długi rozdział. Chciała
tylko szybko zakończyć misję na Shilii.
Po
trzecie: dziękuję wszystkim za odwiedzanie mojego bloga.
A teraz
to już koniec uwagi autora! XD
Dedykt
dla:
Mroczne
Kiwi- za spamy!
Malina-
z okazji jej urodzin ( spóźnione ale szczere) 10000 lattt!!!!!!
Mroczny
Melonik- za nowy blog.
No to ja
już swoje napisałam. Teraz zabieram się do nowego rozdziału. Powiem tylko, że
będą nowe postacie! Serdecznie zapraszam! :)