sobota, 10 stycznia 2015

Witam!


Tutaj chcę Wam podać tylko link do mojego nowego bloga. Nie będzie on o SW, tylko o przygodach Jeźdźców Smoków z "Jak wytresować smoka". Mam nadzieję, że tym razem dłużej pociągnę :). Oto link http://historiazberk.blogspot.com

czwartek, 6 marca 2014

Mała informacja!


Jak wiedzą pewne osoby (przynajmniej jedna :p) o tym, że nie będę już prowadzić bloga :(. Wymówki  mogą być słabe, ale zawsze coś: beznadziejna wena, brak czasu i brak dostępu do kompa. Doszłam do wniosku, że nie warto dodawać (przynajmniej u mnie) rozdziałów co 2 miesiące, a nawet co 3. Nie chcę robić Wam nadziei (jeżeli się tym w ogóle przejeliście XD), ale prawdopodobnie nie będę już pisać. Ale z przyjemnością będę czytać Wasze blogi i je komentować. Także...no sorki :).

sobota, 25 stycznia 2014



13. Wyrwanie się z rzeczywistości.




        Młody Jedi bardzo ucieszył się ze spotkania dawnej przyjaciółki. Nie widzieli się prawie dziewięć lat, przez to, że został porwany i był przetrzymywany przez półtora roku. Nikt nie wiedział, co się z nim działo. Szukano go bez przerwy, aż w końcu stracili wiarę w szczęśliwe odnalezienie adepta. Jednak nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że sama Rada Jedi podejrzewała, że chłopiec stał się nowym uczniem Sitha. Na szczęście to podejrzenie zostało szybko rozwiane, gdyż Iv został odnaleziony przez Obi-Wana, i to całkiem przypadkiem. Od tamtego czasu stał się „silniejszy” i zaradniejszy. Przez to całe porwanie, nauczył się wielu bardzo pożytecznych rzeczy potrzebnych do przetrwania w dżungli. Nie bał się drapieżników, chłodnych nocy, upiorów, które „mogą wyjść spod łóżka albo z szafy”, nie bał się niczego, jakby Moc otuliła go swoim płaszczem bezpieczeństwa, a on to czuł. Jako mały chłopiec doskonale radził sobie z utrzymaniem emocji na wodzy, od zawsze wiedział co jest złe, a co dobre. Wielu Jedi było pod wrażeniem jego umiejętności, czy ogromnym talentem, jak mówiła niewielka garstka mistrzów.
       Tylko w podświadomości coś mu zostało. Obrazy. Obrazy wojny…Rzeki krwi, w której leżały ciała…Płacz, błaganie o litość, krzyki dzieci, kobiet i mężczyzn. Ziemia, która chłonęła ciała poległych…Ogień. Niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze…Wiatr, który nadawał całej tej rzezi drastycznych barw…A potem przyszedł czas na deszcz, który zwiastował nadejście pokoju i harmonii. Obmył rany cielesne…Zieleń przypominała nowe życie, uwijanie nowego gniazdka, gdzie zawsze był azyl.  Obmywała rany psychiczne…Ból po stracie bliskich osób, domu, dorobku…
      Nie był w stanie zapomnieć o tym cierpieniu. Jako sześcioletnie dziecko widział wiele, zbyt wiele. Stał i wpatrywał się w ludzi, którzy mordowali z zimną krwią. Nie mógł nic zrobić, strach sparaliżował go całego. Serce biło jak oszalałe, oczy zalały się łzami. Ból, który odczuwał tamtejszej nocy, był bólem wszystkich istot cierpiących razem z nim. Poczuł przypływ adrenaliny i Mocy jednocześnie, chciał chwycić za broń, ale przerósł go strach. Osunął się na ziemię i następnego dnia obudził się w pomieszczeniu tamtejszych medyków. Nie zwlekając ani minuty uciekł, i biegł przed siebie…
     Po tym, jak Obi-Wan szczęśliwym trafem odnalazł go, gdy chłopiec natrafił na oddział patrolujący okolice Denovii. Mały  był przemoknięty i sparaliżowany strachem. Nic nie mówił, nic nie jadł i nie pił. Cały czas wracał wspomnieniami do zdarzeń sprzed kilku dni…A to już całkowicie go przerosło. W końcu wraz z Mistrzem Jedi i klonami wrócił do Świątyni. Tam Rada  wyciągnęła co nieco o porwaniu. Iv powiedział, że widział tylko człowieka, który był zamaskowany. Nie potrafił go precyzyjnie opisać, choć wiedział, że Jedi mógł powiedzieć wszystko. Ale nie mógł. W głowie zostało mu tylko obrazy, śmierć i dzwoniące wciąż zdanie „ Nie zmienisz swojego przeznaczenia, to co nadejdzie już nikt nie będzie w stanie powstrzymać…”. Potem tajemnicza osoba zniknęła, a on pozostał sam na pustkowiu…
Szwędał się dzień i noc nie dając sobie chwili odpoczynku. Jedno było pewne: był dzieckiem szczęścia, ponieważ znalazła go karawana. I od tamtego czasu nastały ciemne dni w jego życiu…
***

Anakin, po tym jak przyleciał z powrotem na Couruscant, chciał polecieć do apartamentowca Padme, ale przypomniał sobie, że jego ukochana jest jeszcze w delegacji. Ale zaraz, zaraz…Przecież Ahsoka ma jutro piętnaste urodziny…-Pomyślał zupełnie zaskoczony. Pierwsze urodziny Ahsoki, podczas bycia jego Padawanem. Myśli tak go pochłonęły, że nie zauważył, jak kroczy korytarzem Świątyni. Nagle jego rozmyślania przerwał sygnał komunikatora.
- Skywalker, słucham…
- Anakinie, potrzebujemy cię w Sali bitewnej.- Powiedział szybko Obi-Wan.
- Już idę.- Westchnął i rozłączył się. Szybkim krokiem dotarł do Sali, gdzie była już garstka Mistrzów Jedi, i jego wścibska Padawanaka, która wyglądała na starszą…Urosła w trzy dni? Zaśmiał się w duchu. Rzeczywiście, Ahsoka wyglądała na starszą: wyższe lekku, rysy twarzy stały się bardziej wyraziste, jej sylwetka także nabrała zupełnie innych kształtów. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko w celu przywitania swojego Mistrza. Ten odwzajemnił uśmiech i podszedł do wielkiego wyświetlacza hologramów.- Co się dzieje?
- Separatyści zaatakowali Bakurę, na Zewnętrznych Rubieżach. Władze zwróciły się do nas o pomoc.- Zaczął Kit Fisto.-  Bakura to bardzo spokojna i cicha planeta. Długo nie była najazdem Separatystów, więc myślimy, że hrabia Dooku nie przypadkowo wybrał tę planetę. Obi- Wan, ty i twoja Padawanka polecicie by pomóc zwalczyć armię Dooku.
- No tak…-Westchnął teatralnie.- Dobra, jaki jest plan?- Mistrzowie zaczęli prowadzić zaciętą dyskusję. Każde propozycje, które były rzucane, musiały być solidnie rozpatrzone, aby nie popełnić żadnego błędy, który prawdopodobnie odbiją się na mieszkańcach. Ahsoka stała z boku uważnie przyglądając się planowi. Nie wcinała się niepotrzebnie do burzliwej rozmowy, ale kilka razy rzucała jakieś drobne propozycje. Po dwóch godzinach wszyscy opuścili salę i udali się w różnych kierunkach.- Dość dziwny ten plan…- Zaczął Skywalker.
- Wydaje ci się, Anakinie. Myślę, że szybko uporamy się z blaszakami.-Odparł Obi-Wan.
- No to na pewno, ale czy skutecznie?
- Pewnie. Blaszaki trafią prosto na złom.- Rzuciła Tano uśmiechając się.
- Powinieneś brać przykład z twojego padawana.- Zaśmiał się lekko Obi-Wan i założyłręce do tyłu.
- Przykład czego?
- Entuzjazmu, rzecz jasna, Rycerzyku.- Anakin tylko pokręcił głową i uśmiechnął się. Dzisiaj wyjątkowo tryska z Tano wielką radością. Może dlatego, że zbliżały się jej piętnaste urodziny, a może dlatego, że w końcu leci na misję? Ważne, że po raz kolejny nie będzie strzelać fochów za jakieś błahostki. Całą trójka dotarła do hangaru, gdzie czekała już na nich kanonierka i oczywiście Rex, Cody i klony.
- Szykuje się niezła bitwa, co Rex?- Młodemu Jedi przeszedł już zły humor na myśl o „małej” potyczce z blaszakami i znowu rzucał swoje „żarty”.
- Tak, sir.- Wyślemy droidy tam, gdzie ich miejsce.- Wtedy Jedi i reszta klonów szybkimi ruchami znaleźli się na krążownku.
- Dasz mi jakiś patrol, Rycerzyku? Mogę dowodzić jakąś małą grupą żołnierzy?- Pytała non stop Ahsoka. Widocznie jeszcze nie wydoroślała z dziecinnego zachowania.
- Smarku, nie teraz. Jak dolecimy to pomyślę…- Anakin zatrzymał się na moment i spojrzał na swoją Padawankę.- Od kiedy ty tak szybko rośniesz?
- Wiesz…jak wstałam, to pomyślałam sobie, że dziś trochę urosnę…
- Ale śmieszne…
- Bo ktoś wstał dziś lewą nogą!- Wybuchła śmiechem.- Powinieneś się przyzwyczajać, Rycerzyku, bo niedługo twoja wredna Padawanka przestanie być „Smarkiem”!
- Taaa, jasne…Smarku!- Pokazał jej język i razem ruszyli w stronę mostka, gdzie czekał już Obi-Wan.


wtorek, 24 grudnia 2013

Świąteczna wersja Star wars the clone wars. 
Tego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie , o szóstej siedem. Rozejrzałam się za telefonem, który powinien leżeć na biurku, ale go tam nie było, więc zaczęłam gorączkowo szukać go w łóżku.
- Szlak! Gdzie on jest!?- wkurzyłam się, strzepnęłam kołdrę i usłyszałam dźwięk rozpadającego się na części telefonu.- Aha…fajnie…- Mruknęłam niezadowolona. Cóż, to tylko trzyletnie, stare pudło, które przeżyło niejeden wypadek. Porysowany, ale działa. Szybko wstałam i włączyłam komputer, też stare pudło, ale działa. Automatycznie zalogowałam się na Facebooka i bloga. Na portalu społecznościowym miałam trzy powiadomienia, kliknęłam w ikonkę i wyświetliły mi się dwa „like” i dodany post na grupie mojej klasy. Tylko przeleciałam wzrokiem, wylogowałam się i przerzuciłam się na bloga. Na razie tylko Kiwi dodała rozdział o Bożym Narodzeniu. Oczywiście przeczytałam go i dodałam komentarz. Świetnie napisała, szczególnie, jak jakiś adpet ściągnął gacie Mistrzowi Jedi! A ja dostałam gitarę!
Po krótkim czasie zamknęłam zakładkę z blogiem i przerzuciłam się na wyszukiwarkę filmów. Przeglądałam kolejną stronę, gdy przykułam wzrokiem do jakiejś bajki. Byłam ciekawska, więc przeczytałam recenzję i włączyłam na kilka minut. Bajkę oceniłam na bardzo fajną…Ale zaraz, coś tu jest nie tak! Ta dziewczyna z kilkoma kilogramami żelek, to nie Kiwi? A tam, gadam głupoty i tyle.
Usłyszałam jak drzwi od sypialni rodziców się otwierają więc szybko wyłączyłam komputer i wskoczyłam do łóżka zakrywając się kołdrą. Okazało się, że wstała mama, zawsze tak wstaje. Ale jest dopiero szósta trzydzieści. A sorry! Mama ma masę roboty do zrobienia. O ile się nie mylę, to dzisiaj chce jeszcze zrobić makowca, a ja jakąś sałatkę… Dalej moje myślenie się wyłączyło, bo zasnęłam.
Obudziłam się w jakimś dziwnym, jasnym pokoju. Rozejrzałam się wokół, dziwne…Mój pokój ma szare ściany, a nie białe. I w ogóle meble się nie zgadzały, te także były białe. Nagle do pomieszczenia weszła jakaś dziewczyna. Była ubrana podobnie do mnie: ciemne, jeansowe rurki, beżowe trapery i białą bluzę z napisem „ keep calm and love jelly ”, a włosy miała spięte w kucyka. Zdziwiłam się, no bo  jaki normalny człowiek śpi i nagle teleporuje się do zupełnie innego miejsca???
- Eeemm…Cześć..?- powiedziałam niepewnie.- Kim jesteś?
- No hej. Kiwi jestem, nie widać?- opowiedział całkiem spokojnie.
- Ahha...Kiwi…sory…ALE SKĄD MY SIĘ TU WZIĘŁYŚMY?!- przyznam szczerze, że wybuchła we mnie panika.
- A bo ja wiem…spałam i nagle…KA BOOM!!! Jestem tutaj tyle, że w pokoju obok.- odpowiedziała z dużą pewnością siebie. Usiadłam na brzegu łóżka i liczyłam do dziesięciu…Nie pomogło więc wzięłam głęboki wdech…Też nie pomogło….Cholera. :__: Podeszłam do okna. Jakieś dziwaczne pojazdy…em latały?! Oh My  God co ja wzięłam!? Nie piłam nic procentowego, mleko 3,2 % się nie liczy!
- Eee...ja tak samo…Ej skoro ja tu jestem, i ty też…To może będzie reszta dziewczyn?
- Wiesz, że to całkiem możliwe..? Też tak myślałam.
- Skoro się domyślałaś, to czemu ich nie szukasz?
- Mam żelki.

- No to wiem, ale czemu ich nie szukałaś?
- Nie wiem, tak jakoś.-
Popatrzyłam na żelkożercę dziwnym wzrokiem, ale ominęłam ją w drzwiach i wyjrzałam na korytarz.
- Jesteśmy w Świątyni?
- Nie, w tartarze…-oparła z sarkazmem. Nie odpowiedziałam jej na to. Moją uwagę przykuła  jakaś dziewczyna, dosyć wysoka. Biegła w naszą stronę, nie wyhamowała i przewróciła się koło drzwi.
- Eeee…yyy…jaaa…Lucy jestem.- wstała i uśmiechnęła się miło.
- Jednak czegoś musiałam się napić…
- Spokojnieee….a ty?
- Aa…Mati.- jakoś poczułam się lepiej, może dlatego, że  nie byłam sama?
- No właśnie….Jesteśmy tu wszystkie: Ja, Mati, Wika, Ida, Malina, Kiwi…Pominęłam kogoś?
- Chyba nie.- wtrąciła się Kiwi.- Żelka?
- Yy…nie dzięki.- oparła Des.- Nie jestem pewna, ale zdawało mi się, że widziałam Wikę i Malinę. Szły w stronę hangaru, chyba.
- Watro to sprawdzić…- mruknął żelkożerca połykając kolejne misiowe żelki.
Osłupiałam i znowu napadła mnie panika. Starałam się uspokoić, ale nie dawałam rady. Bożeee….Chciało mi się krzyczeć i płakać, w ogóle nie wiedziałam co ja tu robię i pozostałe  blogerki. Czy my byłyśmy na haju? Z tego co pamiętam poszłam spać o dwudziestej drugiej z minutami, potem normalnie wstałam, potem znowu zasnęłam. Jakim cudem!? Moje rozmyślania poszły w zapomnienie, gdyż korytarzem szła jakaś Togrutanka z chłopakiem. Od razu zgadłyśmy, że to Ahsoka a ten chłopak to Lux. Zaraz, chwila, moment! Przecież Ahsoka odeszła z Zakonu, a Lux…Właściwie to nie mam zielonego pojęcia, co się z nim stało. Kiwi chciała rwać się do biegu, żeby w końcu poznać słynną Padawankę Wybrańca, ale Des złapała ją za kaptur i powiedziała, żeby zachowała spokój, chociaż było widać, że też chciała poznać Jedi. Ja nadal nic nie rozumiałam. Teleportacja, blogerki w realu, Ahsoka Tano, Lux Bonteri…Jeszcze tu Yody brakuje! Para przyjaciół zbliżała się do nas, i chyba nas zauważyli, bo przestali rozmawiać i gapili się w naszą stronę. Nagle z naprzeciwka biegły trzy dziewczyny…Pozostałe blogerki. Ida i Malina jakoś ominęły Sokę i Luxa, ale Wika wpadła na Bonteriego… Ona szybko wstała, rzuciła krótkie  „sorry”, które według mnie nie brzmiały jak przeprosiny, odwróciła się twarzą do nas i uśmiechnęła się podle mówiąc szeptem „ pfff…dobrze mu tak”. W tym czasie osłupiała Tano pomagała wstać kumplowi, a potem podeszła do nas.
- Czy wy nie widzicie? Macie szczęście, że nie ma na tym korytarzu żadnego Mistrza.
- Sorry…My niedokońca…-zaczęła Malina, ale Kiwi jej przerwała wrzeszcząc:
- Boże! Ty jesteś Ahsoka Tano, Padawanka Wybrańca!
- Kiwi…Cicho siedź.- Skarciła ją Ida.
- A no tak, hehe….sorry.
- Eemm…yyy..No tak, ale to nic nie znaczy…- Zarumieniła się.- A tak na marginesie, to skąd wy się urwałyście?
- Nie wiemy, po prostu spałyśmy wszystkie i nagle znalazłyśmy się tutaj, tylko w innych pokojach.- odparła Wika.
- Ahaa…Czyli nie jesteście Jedi?- wtrącił się Lux.
Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem, ale po chwili uspokoiłyśmy się, tylko Kiwi nie mogła, bo zakrztusiła się żelkiem.
- A czy my wyglądamy na Jedi?- zapytałam z trudem tłumiąc śmiech.
- No właśnie nie…- odparł chłopak.
- Powinnyście zgłosić się do jakiegoś Mistrza, najlepiej do Yody. On wam powie, co macie zrobić.- Powiedziała Tano i ominęła nas.
- Spoko…- walnęła gafę Kiwi gapiąc się za Luxem, który właśnie dogonił Sokę. Des szturchnęła ją łokciem i pokazała palcem w którą stronę mamy iść.
- Coś tu nie gra…Przecież ona odeszła z Zakonu, który i tak zaraz będzie zniszczony przez Anakina, potem rozpęta się tu piekło, Palpatine zamieni się w Sioudsa, i ka boom, po Republice.- powiedziała Ida bawiąc się sznurkiem od bluzki.
- Może głośniej?- rzuciła z sarkazmem Des.
- Dobra spokój. Lepiej się zastanówmy, jak się stąd wyrwać, nie chcę spędzić reszty życia na Couruscnt.- powiedziała Wika.
- Tak jak mówiła Ahsoka, idziemy do Yody, no a potem…Sie zobaczy.- powiedziałam i razem skręciłyśmy w lewą stronę.- Ktoś wie, gdzie jest jego pokój?
- Gdzieś na pewno.- Uśmiechnęła się Kiwi pochłaniając kolejną garść kolorowych misiowych żelek.
Po siedemnastu minutach kręcenia się po Świątyni dotarłyśmy na miejsce. Szczerze mówiąc to Ida zgadła, gdzie jest pokój sędziwego Mistrza. Kiwi nie wytrzymała napięcia i wskoczyła do pokoju Mistrza.
- Kiwi!!- wrzasnęłam za nią, ale na próżno, Otylia była już w środku. Wbiegłyśmy do środka, widząc jak Kiwi się podnosiła.- Mistrz Yoda…Kiwi…ona…
- Wejdzie.- powiedział miło. Wszystkie weszłyśmy, po czym drzwi się zamknęły.- Słyszałem o was. Ziemia to planeta wasza, prawda?
- Yyy..no tak, zgadza się…Ale o co tu chodzi?- zapytała oszołomiona Wika spoglądając na zadowoloną Kiwi.
- Planeta wasza do Republiki dołączyć miała, ale wasi przodkowie nie zgodzili się, spokoju oni chcieli, taak…Sprowadziłem was tu, po to abyście Święta przyniosły ze sobą.
- Boże! To jakaś paranoja, co my tu robimy, to jakaś pomyłka! Ja chce wrócić na Ziemię w jednym kawałku!- wybuchłam.
- Nie masz się czego bać. Ty i twoje koleżanki o Świętach opowiecie mi i do swego kraju wrócicie.
- Dobra, dobra, ale po tym prosto na naszą planetę.- usiadłam po turecku i dałam się wykazać dziewczynom.
       Mijała już druga godzina relacji dziewczyn, które na przemian mówiły o tradycji na naszej planecie i w naszym kraju. Ja w ogóle się nie odzywałam i siedziałam cicho w kącie próbując złapać zasięg w telefonie, ale nic się nie udawało, więc wcisnęłam komórkę do kieszeni. Kiwi też za dużo nie mówiła, opychała się Haribo i zerkała na wszystkie strony małego pomieszczenia Yody.
      W końcu po stu pięćdziesięciu minutach rozmowy wyszłyśmy z nowym zadaniem- udekorować gigant choinkę, podłożyć prezenty i zwołać wszystkich padawanów i adeptów do hali. Żeby szybko się to nam zeszło podzieliłyśmy się na trzy grupy, było nas sześć, więc połączyłyśmy się w pary:
- Ja i Kiwi,
- Lucy i Wika,
- Ida i  Malina.
Lucy i Wika dostały operację „ ubrać choinkę”, Ja  i Kiwi musiałyśmy zwołać wszystkich padawanów i adeptów, a ostatnia dwójka podłożyć prezenty, które zostały wcześniej przygotowane przez Mistrzów.
Lucy i Wika pobiegły do jednej z hali gdzie były przechowywane wszystkie ozdoby, zapakowały je na wózek i zawiozły do hali, gdzie czekała już na nich kilku metrowa choinka…No dobra, coś, co wyglądem przypominało choinkę. Zaczęły od dołu, kładąc na gałązki wielkie bombki…
W tym samym czasie Ida i Malina przynosiły prezenty, było ich naprawdę dużo, więc zajęło im to dużo czasu. Ale nie nudziły się zbytnio, śpiewały kolędy po angielski i po polsku. Trochę fałszowały, ale nie o to chodzi, On się cieszy zawsze, kiedy ktoś śpiewa.
A ja i Kiwi zaczęłyśmy wieszać plakaty z napisem „ Święto Bożego Narodzenia”. Zaczęłyśmy od skrzydła Senatorów, no co tam też szlajają się Padawani ( Ekhem..taka jedna Tano…). Zresztą, co mnie obchodzi romans Ahsoki z Luxem. Zajęłam się za przyszpilanie plakatów, podczas gdy Kiwi zajadała się żelkami i rozglądała po całym korytarzu. Nie było nikogo, więc miałyśmy święty spokój, no i dobrze, nie lubię kiedy ktoś się interesuję tym, co robię, a już szczególnie w takim dziwnym miejscu, jakim jest Świątynia. Dwunastolatka podawała mi kolejne plakaty, które leżały na wielkiej stercie papieru. Zachowywała się tak, jakby mieszkała tu od dziecka, podczas gdy mi się trzęsły ręce!
- Jeszcze kilkadziesiąt, jak nie kilkaset...- Mruknęłam z niezadowoloną miną i przyszpiliłam kolejne ogłoszenie.- Do jasnej choler! Po co ja się w to wpakowałam!? Siedziałabym sobie teraz w domu popijając herbatę i gapić się bezsensownie w telewizję!
- Wyluzuj, nie jest tak źle. Przynajmniej sobie pozwiedzasz…- odparła szatynka.
- Świetnie…Jak opowiem o tym komu kolwiek, to na pewno wyląduję w psychiatryku…
Skończyłyśmy na skrzydle senatorskim i pobiegłyśmy do skrzydła Jedi…
Tam było mniej roboty, więc szybko się uwinęłyśmy. Potem pobiegłyśmy do biblioteki i tam też wywiesiłam z osiem plakatów.
Des i Wika skończyły stroić gigant podobno- choinkę, a resztą zajęły się droidy, które podłączyły lampki i skończyły dekorować giganta, bo dziewczyny przecież nie dosięgały, ale dyrygowały, ajk powinno to wyglądać. Choinka była cudowna! Cała na biało, posypana śniegem w sprayu , udekorowana brokatowymi bombkami i lukrowymi piernikami, mikołajami, reniferami i z różnymi motywami Świąt Bożego Narodzenia.
- To teraz czekamy na te prezenty…- wymamrotała Wika lekko ziewając. Nagle jeden z latających droidów upuścił gwiazdę, która powinna spocząć na czubku, a nie u podnóża choinki. Zapewne połamała by się, gdyby nie interwencja pewnego Jedi, który szybko chwycił ją poprzez Moc. Chwilę potem okazało się, że to Anakin Skywalker. Wice opadła szczęka i szturchnęła Des, która przysypiała. – Co?!
- To on!!- krzyknęła podekscytowana dziewczyna. Koleżanka spojrzała przed siebie i także się zdziwiła…No jeszcze Republika się trzyma… Skywalker uniósł Mocą żółtą gwiazdę i umieścił ją na prawowitym miejscu, po czym podszedł do dziewczyn, które stały jak wryte.
- Wasze dzieło?- spytał.
- Yyy…no…eee…Tak..-powiedziała nie pewnie Des, a Wika tylko się zarumieniła widząc swojego ulubionego bohatera kreskówki.
- BOŻE!!! To on!!!- krzyknęła zwracając uwagę mechanicznych pomocników i rzuciła mu się na szyję…
Ida i Malina uporały się już z prezentami więc podeszły do Skywalkera, Des i Wiki.
- Emm…Wasza przyjaciółka…-zaczął Wybraniec próbując oderwać się od nastolatki.- Ona tak zawsze?
- Jak dla kogo.- odparła Ida.- Yyy..To znaczy…Bo ona się cieszy, że Cię poznała.
- Aha, to wiele wyjaśnia. Możesz mnie puścić?  Bo wydaję mi się, że zaczyna brakować mi tlenu…
Dziewczyna wydawała z siebie piski i okrzyki radości, ale na prośbę swojego idola puściła go.
W tym czasie ja i Kiwi skończyłyśmy wieszać plakaty. Wracałyśmy już do reszty dziewczyn, gdy nagle Otylia krzyknęła:
- Żelki mi się skończyły!
- Jest masa innych słodyczy…-Zaczęłam, ale przerwała mi.
- O nie! Ja nie zdradzę żelków z innymi  słodyczami…
- Dobra, dobra…Żelki się znajdą. A propo zdradzania…- wskazałam parę, która lekko się tuliła. Nikt inny, jak nie Ahsoka i Lux.- Jemioła by im się przydała.- Uśmiechnęłam się i pociągnęłam koleżankę w stronę zakochanych.
- Witam was!- krzyknęłam radośnie, ale jednocześnie trochę wścibsko. Para natychmiast się od siebie oderwała i udawała, że jest niby ok.- Dziś wieczorem, godzina osiemnasta, główna hala, Boże Narodzenie.- Wskazałam na plakat.- Nie chce mi się tłumaczyć, co to jest za Święto, bo i tak nie zrozumiecie, więc możecie iść tam i zapytać kogoś. My właśnie tam idziemy.
- Co to jest?- zapytał chłopka.
- Mówiłam, że nie zrozumiecie. Nasza planeta jest dziwna i w ogóle…Ale jest spoko, Święta tym bardziej.- Odpowiedziałam szybko i ruszyłam z Kiwi dalej rzucając żarobliwie:- Jemioła też będzie, tylko nie wiem, czy Anakinowi to się spodoba!
- Ale co?- zapytała Togrutanka.
- Wiesz co!- krzyknęła Kiwi wybuchając śmiechem. Rzuciłyśmy się do biegu i po chwili znalazłyśmy się w głównej hali, gdzie przygotowania trwały pełną parą. Reszta blogerek już siedziała przy stole i gadała a Wika nad czymś rozmyślała.
- No wreszcie!- Krzyknęła Ida.- Co tak długo?
- Jaka płaca, taka praca.- Uśmiechnęła się Kiwi zajmując miejsce obok Maliny.
- Ładna choinka…- powiedziałam mierząc świąteczne drzewko od dołu.
- On tu był!- krzyknęła piskliwym głosem Wika.
- Aha…Skywalker był i namieszał jej w głowie.- Tłumaczyła Des.
- A mi się skończyły żele.- Wtrąciła Kiwi.
Czas mijał nieubłagalnie szybko. Yoda podszedł do nas godzinę przed rozpoczęciem wieczerzy. Potem przyszła Ahsoka z Iv’em i Luxem (którego Iv szczerze mówiąc nienawidził; Wika znalazłaś sprzymierzeńca!!! :D). Oczywiście byli odświętnie ubrani. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się.
- Wesołych świąt!- Powiedziałam, a po chwili dziewczyny dołączyły do mnie. Tylko Wika miała już minę wkurzonej widokiem Bonteriego.
- Eee…Nawzajem…- Powiedział Iv.
- No…My się zmywamy, może jeszcze was odwiedzimy.-Zmieniła temat Malina.
- Wiemy już co to są te święta. Fajny zwyczaj.- Uśmiechnęła się Tano.
- Dobra…ekhem…Jemioła jest już powieszona więc my nie będziemy wam przeszkadzać…Ahsoka, Lux…-O mało co nie wybuchłam śmiechem, gdy powiedziała to Kiwi. Zresztą reszta też. Niezły ubaw. Aha, Wika chciała upuścić na senatora „przypadkiem” kilka bombek, ale rozmyśliła się tłumacząc, że w tym jedynym dniu w roku okaże mu litość…
Potem jakby wyparowałyśmy i znalazłam koło łóżka z komórką w ręce.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- krzyknęłam na cały głos zwracając uwagę starszego brata, który grał znowu w tą popieprzoną grę.
- Co ci jest?
- Co? A nieee…Koszmar…- wyrzuciłam z siebie i z powrotem rzuciłam się do wyra….

sobota, 21 grudnia 2013

UWAGA!!!

Niestety na kolejny rozdział musicie poczekać, święta tuż tuż a ja  muszę biegać po prezenty :/. Kolejny pojawi się po Nowym Roku, więc musicie poczekać. Jescze raz sory i Wesołych Świąt!!



-Święty Mikołaj :)

wtorek, 10 grudnia 2013



12.Normalny dzień.

Anakin i trójka padawanów bezpiecznie wylądowali na Feluci. Przed punktem lądowania czekali już dwójka Mistrzów Jedi: Shaak Ti, i jakiś bardzo młody Jedi.
Drea, gdy go zobaczyła, pomyślała, że jest straszy od nich mniej więcej dwa lata. Ale nie, okazało się, że jest w wieku Skywalkera, czyli nie więcej niż dwadzieścia jeden lat.
Anakin i jego podopieczni podeszli do Mistrzów i skinęli głowami, na znak szacunku.  Jedi zostali już wcześniej poinformowani o tym, że Rada postanowiła przydzielić im uczniów. Dla młodego Jedi było to dość stresujące, tak samo jak dla Anakina, gdy przydzielili mu Ahsokę. Nic dziwnego, był to jego pierwszy padawan. Ale przynajmniej jego reakcja była o wiele spokojniejsza niż Wybrańca. Tak naprawdę w głębi duszy cieszył się, że będzie mentorem i będzie miał komu dawać dobry przykład, tylko na zewnątrz nie za bardzo potrafił to okazywać.
Anakin wymienił kilka zdań z mistrzami a potem wsiadł na statek i odleciał.
- Nazywam się Shaak Ti, a to jest Ian Ver.-powiedziała mistrzyni, po czym skierowała się do Drei:
- Ty musisz być Drea Bowel.
- Tak zgadza się.- Drea bez krępowania odpowiedziała. A potem Curtis rzucił swoje pytanie:
- A gdzie jest mistrzyni Secura?
- Jest w bazie, właśnie pracuje nad planem bitewnym.- odpowiedział młody Jedi.
- Widzę, że nie możesz się doczekać spotkania ze swoim mentorem.- uśmiechnęła się mistrzyni, po czym dodała:
- Więc chodźcie, oprowadzimy was trochę po stacji.
- Karie, nic nie mówisz, coś się stało?- zapytał Ian swoją nową padawankę, która trzymała się tyłów.
- Nie, mistrzu…Wszystko w porządku, tylko nie rozumiem po co jest  tutaj tylu Jedi.
-Hmm… Na początku tej misji nie było dobrze. Potrzebowaliśmy pomocy, więc Rada wysłała tutaj mistrzynię Securę.- odpowiedział.- Teraz blaszaki dostały w kość, a nasi zwiadowcy potwierdzili, że nie ma już zagrożenia. Tak naprawdę, to teraz tylko sprzątamy. A wy macie się powoli uczyć tego wszystkiego, jak wiesz, że doświadczenie nigdy za wiele.
- Tak , wiem.- uśmiechnęła się.
Cały czas młodzi padawani widzieli różnorodne bronie; czołgi a potem coraz więcej klonów, którzy czyścili broń, rozmawiali, czy uzupełniali raporty.
Drea  i Curtis zachowywali się swobodnie, ale Karie była zestresowana, za to jej nowy mistrz wyluzował.
Po drodze  Shaak Ti mówiła co nieco o niektórych modelach artylerii, broni i stopniach oficerskich. W końcu dotarli do głównej siedziby. Aayla Secura właśnie skończyła plan na wszelki wypadek, gdyby Separatyści rozmyślili się i zaatakowali ponownie. Aayla przywitała się ze swoim nowym ucznem i pokazała plan awaryjny pozostałym Mistrzom Jedi. Shaak stwierdziła, że młodzi będą się nudzić, więc pozwoliła im „zwiedzić” pozostałe części bazy.
**
Ahsoka odsypiała ostatnią noc. Przyśniło jej się piękne miejsce. Jakaś polana, czy coś w tym stylu. Widzi siebie w innym stroju niż dotychczas, nie widzi także miecza, który powinien zwisać przy lewym boku. Są też jakieś wysokie mury zza których wystrzeliwały wysokie wieże. Nic się nie dzieje, do czasu gdy jej miejsce pobytu zmienia się. Jest teraz wewnątrz czegoś, co przypominało jaskinie pełną kamieni szlachetnych. Obraz znowu się zmienia. Teraz znajduje się w Sali tronowej..?
Tak, na pewno. Widzi dwóch Togrutaninów; starszy i młodszy. Kłócą się. Niższy krzyczy coś o nienawiści, gniewie i egoizmie tego drugiego, który usłyszawszy te słowa wymierza mu siarczysty policzek. Ten tylko patrzy mu w oczy, a po chwili wybiega.
Wszystko widziała jak przez mgłę. Krzyki były zagłuszone, a niektóre zakończenia urywane.
Gdy tamten Togrutanin wybiegł trzymając się za policzek, ktoś zakradł się od tyłu i wbił sztylet prosto w serce, a potem szybko ucieka nie oglądając się za siebie.
Serce Tano uspokaja się i przywraca prawidłowy rytm. Budzi się ze spokojem i idzie do łazienki  przemyć twarz. Gdy wraca zauważa medalion, który dostała jakiś czas temu. Dziewczyna uznała go za zaginiony, gdy po tygodniu nie mogła go znaleźć. Wzięła go do ręki i przyjrzała się małej gwiazdce na środku okręgu. Okręciła go i obejrzała z każdej strony. Zapamiętała, zę jego kolor  był srebny, a teraz jest brązowy. Po chwili cisnęła go na szafkę i wyszła.
Szła spokojnie rozmyślając o swoich piętnastych urodzinach. Cieszyła się, ze powoli już nie będzie spostrzegana jako ta, która zalicza się jeszcze do kategorii dzieci. Chociaż w oczach Anakina zmieni się to wtedy, gdy będzie mianowana na Rycerza.
Krążyła korytarzami Świątyni, które świeciły pustkami. Wszyscy są zajęci, wiadomo, Jedi nie są od leniuchowania. Chciała z kimś pogadać, na przykład z Barriss. Nie widziały się już od dwóch tygodni. Myślami byłą tak daleko, że nie zauważyła, jak przechodzi obok biblioteki. Cofnęła się i weszła dalej, zupełnie jak zahipnotyzowana. Usiadła obok komputera i zaczęła szukać informacji o broniach Republiki i Separatystów, no a po chwili zasnęła. Mało miała czasu na spanie?
Obudziła ją  pani Jocasta. (Jak tam to się pisze? :P)
Zdezorientowana chciała chwycić za miecz, ale na szczęście opanowała się.
- Chyba biblioteka to nie jest dobre miejsce do spania.- zaśmiała się bibliotekarka.
- Raczej tak..- odpowiedziała Tano tłumiąc ziewanie.
- Szukasz czegoś konkretnego?
- Nie dziękuję.
- Dobrze, ale na wszelki wypadek wiesz, gdzie będę.-powiedziała miło i odeszła. Ahsoka już miała wychodzić z archiwum, gdy ktoś na nią  wpadł. Wylądowała na czymś miękkim i…żywym.
Gdy otworzyła oczy zobaczyła, że leży na jakimś chłopaku rasy ludzkiej, a wokół niego rozsypały się książki do chemii.
- Eee..sorry.- wymamrotała dziewczyna pomagając wstać poszkodowanemu.
- Spoko, nic się nie stało. Jeszcze pożyję.- Jak zauważyła Togrutanka, chłopak  od razu bił poczuciem humoru. Schyliła się by pozbierać książki, lecz znów nie zauważyła i padawani stuknęli się głowami.
- Ał…sorry.- przeprosiła po raz kolejny.
- Nie no spoko..Ał…- Potem przy większych środkach bezpieczeństwa pozbierali książki.
- Nie wierzę!!- krzyknął radośni chłopak, kiedy byli już wyprostowani. Tano obróciła się za  siebie, ale nic tam nie zauważyła i wróciła do rozmowy z nowym znajomym.
- Coś się stało?
- Nie poznajesz mnie? To ja Iv Roo. ( Sorry, ale głowy nie mam ja do wymyślania imion i nazwisk ;/)
Ahsokę zatkało. Patrzyła na niego jak na wariata, ale po chwili się uśmiechnęła.
- Nie, nie…To musi być jakaś pom…Nie zaraz…To ty?
0 Długo ci to zajęło, ale zajarzyłaś!
- Wow, nie mogę uwierzyć, żę to naprawdę ty!- krzyknęła radośnie i rzuciła mu się na szyję. Jasnowłosy chłopak odwzajemnił uścisk.
- Mała? Jestem prawie wyższa od ciebie!
- Nie pamiętasz, jak nazywaliśmy cię w grupie? Byłaś najniższa i szczerze mówiąc nadal jesteś.- zaśmiał się pokazując swoje śnieżno- białe zęby. Dziewczyna uderzyła lekko przyjaciela i także się uśmiechnęła.
- Za to siła się potroiła…
Dwójka przyjaciół z dawnych lat jeszcze przez długi czas aż Iv nie został wezwany  przez swojego Mistrza do Sali bitewnej. Pożegnali się i każdy udał się w swoją stronę. Po drodze Togrutanka starała przypomnieć sobie coś z lat, kiedy była jeszcze adeptką, ale na próżno, to było tak dawno temu… Uśmiechnięta wróciła do swojego pokoju…
-------------------------------------------------------------
A więc: sorry, że tak długo czekaliście. Mam nadzieję, że podoba Wam się.  Może nowa postać ma zrypane imię, ale to nie moja wina!
Dedykt dla: Kiwi :))
Ps. Odrazu informuję Was, że nie bd dodawać postów tak często ;///.
NMBZT. =))))

poniedziałek, 18 listopada 2013

11. Zmiany.


Zegar wybił już godzinę ósmą rano. Padme otworzyła oczy i wyłączyła znienawidzony przez wszystkich dźwięk budzika. Weszła do łazienki i wzięła prysznic. Po kilku minutach do sypialni weszła Teckla. Odsłoniła okna, poprawiła coś na szafce, pościeliła łóżko i wyszła, czekając na Amidalę. Senator wyszła szybko z łazienki, ubrała się w wcześniej przygotowany strój i poszła na śniadanie. Pomyślała o Anakinie. Pewnie jeszcze śpi,  a potem będzie musiał posprzeczać z  Ahsoką. Wiele razy była świadkiem ich „luźnej” rozmowy. Z trudem tłumiła śmiech, kiedy tak się kłócą. Oprócz Ahsoki, nie zna innej osoby, która zawsze potrafi dopiec mocnymi słowami.
Ahh, te nastolatki…Uśmiechnęła się i usiadła  na swoim ulubionym miejscu, gdzie zawsze padały promienie słońca. Żałowała, że musi akurat teraz wyjechać, ale niestety, konflikty same się nie rozwiążą.
- KARIE! Mogłabyś łaskawie pukać do drzwi, zanim je wyważysz wpadając do mnie jak dzika!?- krzyknęła zaspana Drea.
- Dobra, wyluzuj! Wiesz jaki jest dzisiaj dzień?!- krzyknęła dziewczyna podnosząc się z podłogi.
Togrutanka spojrzała na zegar. Miała wielką ochotę dać w kość swojej przyjaciółce.
- Na Moc! Jest dopiero szósta! Zabiję cię!- Drea rzuciła się z poduszką na Karie. Uderzyła w nią z całej siły. A uczennica nic, tylko próbowała się bronić. Togrutanka uderzała tak długo, że z poduszki zaczęły wylatywać pióra. Po niecałej minucie zaprzestała wyżywać się na dziewczynie i  dysząc ze zmęczenia oparła się o ścianę. Karie miała całą poczochraną fryzurę, ale pomimo tego śmiała się.
- Teraz mam patent na ciebie!- krzyknęła podekscytowana. Drea spojrzała na nią z złowrogim wzrokiem.
- Ani mi się waż!
- Odzyskałaś już siły? Ooo jak super!
Nie odpowiedziała. Tylko na nią spojrzała i przerzuciła oczami.
- O jakim dniu mówiłaś?-zapytała wkońcu.
- Mistrz Yoda mówił, że mamy dzisiaj przyjść do sali Rady, o dziewiątej. Miał dobry humor i cieszył się.
Na twarzy Togrutanki pojawił się lekki uśmiech. Dalej siedziały na podłodze, choć już ochłonęły nie chciało im się ruszać z miejsca.
- I co z tego? Mistrz Yoda może mieć dobry humor z byle powodu.
- Gdybyś myślała dogłębniej, to zauważyłabyś, że mistrzowie chcą nam coś bardzo ważnego przekazać!
- Dobra, koniec tych pogaduszek, idziemy poćwiczyć.- powiedziała Bowel uśmiechając się złośliwie.
- Ale jest dopiero szósta!- zaprotestowała dziewczyna.
- Trzeba było się zastanowić, zanim mnie obudziłaś! A teraz rusz tyłek i marsz do Sali treningowej!
Karie wstała zrezygnowana; nie dość, że Drea ją wykończy, to kilka godzin później jeden z mistrzów dobije ją kazaniami…
Na korytarze świątyni świeciły pustki, od czasu do czasu kręcili się jacyś padawani. Dziewczyny, zamiast skręcić w kierunku Sali treningowej,  wyszły na zewnątrz. Słońce już było na niebie, ale temperatura była dość niska, co powodowało dreszcze u dziewczyn. Zeszły ze schodów i stanęła  po środku wielkiej „planszy” do ćwiczeń. Wiele razy widziały jak trenują tutaj młodziki z mistrzem Sinube. Niebyły już do tego przyzwyczajone, najczęściej trenowały w środku, a na zewnątrz ćwiczyły będąc dziećmi.
- Przynajmniej wrócą wspomnienia…- zaśmiała się Karie.
Karie…ta zwariowana czternastolatka zawsze potrafiła obrócić w  żart każdą sytuację, nawet kilka lat temu, kiedy ona, Drea i Curtis znaleźli się w zawalonej skałami jaskini. Brakowało już tlenu, a ona śmiała się jak głupia. Tak zawsze było, jest i zapewne będzie. Lecz wtedy, gdy oni mieli po osiem lat pozostałej dwójce nie było do śmiechu. Oni wykorzystywali wszystkie pomysły aby wydostać się ze śmiertelnej pułapki a ona mówiąc lekko „zwariowała”. Wiedzieli, że ten przypadek jest nieuleczalny, ale  zaakceptowali „inną naturę” Karie. Czasami wzbudzała u innych adeptów ciekawość, zainteresowanie a nawet obiekt do żartów i plotek. Dziewczyna nigdy tym się nie przejmowała, miała wszystko gdzieś co o niej się mówi. Ale Drea i Curis..uu..to co innego. Charaktery mają podobne do Wybrańca, ale łagodniejsze.
- To co? Idziemy do środka, czy trenujemy tutaj?- zapytała Karie.
-Tutaj. Jest więcej miejsca.
Włączyły miecze świetlne i rozpoczęły sparing. Karie i Curtis używali mieczy o niebieskim ostrzu, zaś Drea o zielonym. Karie zgrabnie odbierała ataki przyjaciółki i na odwrót. Po krótkim czasie podbiegł do nich Curtis i coś wywrzeszczał, ale jedyne co wychwyciły to, że mają stawić się w sali Rady Jedi.
Szybko pobiegli i weszli do środka,  gdzie czekali na nich Mistrzowie.
Powiedzieli, że  przydzielili im Mistrzów. Dree I Curtisa to zaskoczyło, a Karie tylko uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na przyjaciół. Z jej oczu można było wyczytać zdanie: „a nie mówiłam?”.
- Wasi Mistrzowie są na bitwach. – zaczął Windu.- Zabierze was do nich Anakin Skywalker.
- Teraz od swoich mistrzów uczyć będziecie się.- dokończył Yoda. – Skywalker już na was czeka, w głównym hangarze.
Cała trójka skinęła głowami i wybiegli prosto do hangaru.
- Polecimy z Wybrańcem!- krzyknął radośnie Curtis.
- Przestań się już tym jarać! Teraz mamy mistrzów, ale będzie zabawa!- rzuciła Karie.
- Karie, ty tylko o zabawie, bitwa to nie piaskownica.- podważyła Drea. Pozostała dwójka przyjaciół zaśmiała się. Na twarzy widać  było zupełną powagę.
Dojście do głównego hangaru zajęło im cztery minuty, zauważyli Anakina i podbiegli do niego.
- Mam nadzieję, że  nie czekałeś za długo, Mistrzu Skywalker.
- Nie, jestem przyzwyczajony do spóźniania się padawanów.- powiedział uśmiechając się.- a teraz ładujcie się do statku. Widać, że nie możecie się doczekać spotkania z waszymi Mistrzami.
Wszyscy weszli na statek. Wszyscy byli  podekscytowani, już nie mogli się doczekać pierwszego spotkania z mistrzami.
Anakin ustawił kurs na pierwszą z planet, i statek zniknął w przestrzeni kosmicznej.
-----------------------------------------------------------------------
Hello! A więc, sory, że tak długo to trwało, ale nie miałam zbytnio czasu i dostępu do kompa ;//.
Rozdział taki sobie, ale mam nadzieję, że komuś się spodobał XD.
Jak błędy to mówić- będę pamiętać na przyszłość ;).
Dedykt dla wszystkich czytających, żeby przeżyć jakoś ten tydzień.
Niech Moc Będzie z Wami!