Świąteczna wersja Star wars the clone wars.
Tego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie , o szóstej siedem.
Rozejrzałam się za telefonem, który powinien leżeć na biurku, ale go tam nie
było, więc zaczęłam gorączkowo szukać go w łóżku.
- Szlak! Gdzie on jest!?- wkurzyłam się, strzepnęłam kołdrę
i usłyszałam dźwięk rozpadającego się na części telefonu.- Aha…fajnie…-
Mruknęłam niezadowolona. Cóż, to tylko trzyletnie, stare pudło, które przeżyło
niejeden wypadek. Porysowany, ale działa. Szybko wstałam i włączyłam komputer,
też stare pudło, ale działa. Automatycznie zalogowałam się na Facebooka i
bloga. Na portalu społecznościowym miałam trzy powiadomienia, kliknęłam w
ikonkę i wyświetliły mi się dwa „like” i dodany post na grupie mojej klasy.
Tylko przeleciałam wzrokiem, wylogowałam się i przerzuciłam się na bloga. Na
razie tylko Kiwi dodała rozdział o Bożym Narodzeniu. Oczywiście przeczytałam go
i dodałam komentarz. Świetnie napisała, szczególnie, jak jakiś adpet ściągnął
gacie Mistrzowi Jedi! A ja dostałam gitarę!
Po krótkim czasie zamknęłam zakładkę z blogiem i
przerzuciłam się na wyszukiwarkę filmów. Przeglądałam kolejną stronę, gdy
przykułam wzrokiem do jakiejś bajki. Byłam ciekawska, więc przeczytałam
recenzję i włączyłam na kilka minut. Bajkę oceniłam na bardzo fajną…Ale zaraz,
coś tu jest nie tak! Ta dziewczyna z kilkoma kilogramami żelek, to nie Kiwi? A
tam, gadam głupoty i tyle.
Usłyszałam jak drzwi od sypialni rodziców się otwierają więc
szybko wyłączyłam komputer i wskoczyłam do łóżka zakrywając się kołdrą. Okazało
się, że wstała mama, zawsze tak wstaje. Ale jest dopiero szósta trzydzieści. A
sorry! Mama ma masę roboty do zrobienia. O ile się nie mylę, to dzisiaj chce
jeszcze zrobić makowca, a ja jakąś sałatkę… Dalej moje myślenie się wyłączyło,
bo zasnęłam.
Obudziłam się w jakimś dziwnym, jasnym pokoju. Rozejrzałam
się wokół, dziwne…Mój pokój ma szare ściany, a nie białe. I w ogóle meble się
nie zgadzały, te także były białe. Nagle do pomieszczenia weszła jakaś
dziewczyna. Była ubrana podobnie do mnie: ciemne, jeansowe rurki, beżowe
trapery i białą bluzę z napisem „ keep calm and love jelly ”, a włosy miała
spięte w kucyka. Zdziwiłam się, no bo
jaki normalny człowiek śpi i nagle teleporuje się do zupełnie innego miejsca???
- Eeemm…Cześć..?- powiedziałam niepewnie.- Kim jesteś?
- No hej. Kiwi jestem, nie widać?- opowiedział całkiem
spokojnie.
- Ahha...Kiwi…sory…ALE SKĄD MY SIĘ TU WZIĘŁYŚMY?!- przyznam
szczerze, że wybuchła we mnie panika.
- A bo ja wiem…spałam i nagle…KA BOOM!!! Jestem tutaj tyle,
że w pokoju obok.- odpowiedziała z dużą pewnością siebie. Usiadłam na brzegu
łóżka i liczyłam do dziesięciu…Nie pomogło więc wzięłam głęboki wdech…Też nie
pomogło….Cholera. :__: Podeszłam do okna. Jakieś dziwaczne pojazdy…em latały?!
Oh My God co ja wzięłam!? Nie piłam nic
procentowego, mleko 3,2 % się nie liczy!
- Eee...ja tak samo…Ej skoro ja tu jestem, i ty też…To może
będzie reszta dziewczyn?
- Wiesz, że to całkiem możliwe..? Też tak myślałam.
- Skoro się domyślałaś, to czemu ich nie szukasz?
- Mam żelki.
- No to wiem, ale czemu ich nie szukałaś?
- Nie wiem, tak jakoś.-
Popatrzyłam na żelkożercę dziwnym wzrokiem, ale ominęłam ją
w drzwiach i wyjrzałam na korytarz.
- Jesteśmy w Świątyni?
- Nie, w tartarze…-oparła z sarkazmem. Nie odpowiedziałam
jej na to. Moją uwagę przykuła jakaś
dziewczyna, dosyć wysoka. Biegła w naszą stronę, nie wyhamowała i przewróciła
się koło drzwi.
- Eeee…yyy…jaaa…Lucy jestem.- wstała i uśmiechnęła się miło.
- Jednak czegoś musiałam się napić…
- Spokojnieee….a ty?
- Aa…Mati.- jakoś poczułam się lepiej, może dlatego, że nie byłam sama?
- No właśnie….Jesteśmy tu wszystkie: Ja, Mati, Wika, Ida,
Malina, Kiwi…Pominęłam kogoś?
- Chyba nie.- wtrąciła się Kiwi.- Żelka?
- Yy…nie dzięki.- oparła Des.- Nie jestem pewna, ale zdawało
mi się, że widziałam Wikę i Malinę. Szły w stronę hangaru, chyba.
- Watro to sprawdzić…- mruknął żelkożerca połykając kolejne
misiowe żelki.
Osłupiałam i znowu napadła mnie panika. Starałam się
uspokoić, ale nie dawałam rady. Bożeee….Chciało mi się krzyczeć i płakać, w
ogóle nie wiedziałam co ja tu robię i pozostałe
blogerki. Czy my byłyśmy na haju? Z tego co pamiętam poszłam spać o
dwudziestej drugiej z minutami, potem normalnie wstałam, potem znowu zasnęłam.
Jakim cudem!? Moje rozmyślania poszły w zapomnienie, gdyż korytarzem szła jakaś
Togrutanka z chłopakiem. Od razu zgadłyśmy, że to Ahsoka a ten chłopak to Lux.
Zaraz, chwila, moment! Przecież Ahsoka odeszła z Zakonu, a Lux…Właściwie to nie
mam zielonego pojęcia, co się z nim stało. Kiwi chciała rwać się do biegu, żeby
w końcu poznać słynną Padawankę Wybrańca, ale Des złapała ją za kaptur i
powiedziała, żeby zachowała spokój, chociaż było widać, że też chciała poznać
Jedi. Ja nadal nic nie rozumiałam. Teleportacja, blogerki w realu, Ahsoka Tano,
Lux Bonteri…Jeszcze tu Yody brakuje! Para przyjaciół zbliżała się do nas, i
chyba nas zauważyli, bo przestali rozmawiać i gapili się w naszą stronę. Nagle
z naprzeciwka biegły trzy dziewczyny…Pozostałe blogerki. Ida i Malina jakoś
ominęły Sokę i Luxa, ale Wika wpadła na Bonteriego… Ona szybko wstała, rzuciła
krótkie „sorry”, które według mnie nie
brzmiały jak przeprosiny, odwróciła się twarzą do nas i uśmiechnęła się podle
mówiąc szeptem „ pfff…dobrze mu tak”. W tym czasie osłupiała Tano pomagała
wstać kumplowi, a potem podeszła do nas.
- Czy wy nie widzicie? Macie szczęście, że nie ma na tym
korytarzu żadnego Mistrza.
- Sorry…My niedokońca…-zaczęła Malina, ale Kiwi jej
przerwała wrzeszcząc:
- Boże! Ty jesteś Ahsoka Tano, Padawanka Wybrańca!
- Kiwi…Cicho siedź.- Skarciła ją Ida.
- A no tak, hehe….sorry.
- Eemm…yyy..No tak, ale to nic nie znaczy…- Zarumieniła
się.- A tak na marginesie, to skąd wy się urwałyście?
- Nie wiemy, po prostu spałyśmy wszystkie i nagle
znalazłyśmy się tutaj, tylko w innych pokojach.- odparła Wika.
- Ahaa…Czyli nie jesteście Jedi?- wtrącił się Lux.
Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem, ale po chwili uspokoiłyśmy
się, tylko Kiwi nie mogła, bo zakrztusiła się żelkiem.
- A czy my wyglądamy na Jedi?- zapytałam z trudem tłumiąc
śmiech.
- No właśnie nie…- odparł chłopak.
- Powinnyście zgłosić się do jakiegoś Mistrza, najlepiej do
Yody. On wam powie, co macie zrobić.- Powiedziała Tano i ominęła nas.
- Spoko…- walnęła gafę Kiwi gapiąc się za Luxem, który
właśnie dogonił Sokę. Des szturchnęła ją łokciem i pokazała palcem w którą
stronę mamy iść.
- Coś tu nie gra…Przecież ona odeszła z Zakonu, który i tak
zaraz będzie zniszczony przez Anakina, potem rozpęta się tu piekło, Palpatine
zamieni się w Sioudsa, i ka boom, po Republice.- powiedziała Ida bawiąc się
sznurkiem od bluzki.
- Może głośniej?- rzuciła z sarkazmem Des.
- Dobra spokój. Lepiej się zastanówmy, jak się stąd wyrwać,
nie chcę spędzić reszty życia na Couruscnt.- powiedziała Wika.
- Tak jak mówiła Ahsoka, idziemy do Yody, no a potem…Sie
zobaczy.- powiedziałam i razem skręciłyśmy w lewą stronę.- Ktoś wie, gdzie jest
jego pokój?
- Gdzieś na pewno.- Uśmiechnęła się Kiwi pochłaniając
kolejną garść kolorowych misiowych żelek.
Po siedemnastu minutach kręcenia się po Świątyni dotarłyśmy
na miejsce. Szczerze mówiąc to Ida zgadła, gdzie jest pokój sędziwego Mistrza.
Kiwi nie wytrzymała napięcia i wskoczyła do pokoju Mistrza.
- Kiwi!!- wrzasnęłam za nią, ale na próżno, Otylia była już
w środku. Wbiegłyśmy do środka, widząc jak Kiwi się podnosiła.- Mistrz
Yoda…Kiwi…ona…
- Wejdzie.- powiedział miło. Wszystkie weszłyśmy, po czym
drzwi się zamknęły.- Słyszałem o was. Ziemia to planeta wasza, prawda?
- Yyy..no tak, zgadza się…Ale o co tu chodzi?- zapytała
oszołomiona Wika spoglądając na zadowoloną Kiwi.
- Planeta wasza do Republiki dołączyć miała, ale wasi
przodkowie nie zgodzili się, spokoju oni chcieli, taak…Sprowadziłem was tu, po
to abyście Święta przyniosły ze sobą.
- Boże! To jakaś paranoja, co my tu robimy, to jakaś
pomyłka! Ja chce wrócić na Ziemię w jednym kawałku!- wybuchłam.
- Nie masz się czego bać. Ty i twoje koleżanki o Świętach
opowiecie mi i do swego kraju wrócicie.
- Dobra, dobra, ale po tym prosto na naszą planetę.-
usiadłam po turecku i dałam się wykazać dziewczynom.
Mijała już
druga godzina relacji dziewczyn, które na przemian mówiły o tradycji na naszej
planecie i w naszym kraju. Ja w ogóle się nie odzywałam i siedziałam cicho w
kącie próbując złapać zasięg w telefonie, ale nic się nie udawało, więc
wcisnęłam komórkę do kieszeni. Kiwi też za dużo nie mówiła, opychała się Haribo
i zerkała na wszystkie strony małego pomieszczenia Yody.
W końcu po stu
pięćdziesięciu minutach rozmowy wyszłyśmy z nowym zadaniem- udekorować gigant
choinkę, podłożyć prezenty i zwołać wszystkich padawanów i adeptów do hali.
Żeby szybko się to nam zeszło podzieliłyśmy się na trzy grupy, było nas sześć,
więc połączyłyśmy się w pary:
- Ja i Kiwi,
- Lucy i Wika,
- Ida i Malina.
Lucy i Wika dostały operację „ ubrać choinkę”, Ja i Kiwi musiałyśmy zwołać wszystkich padawanów
i adeptów, a ostatnia dwójka podłożyć prezenty, które zostały wcześniej
przygotowane przez Mistrzów.
Lucy i Wika pobiegły do jednej z hali gdzie były przechowywane
wszystkie ozdoby, zapakowały je na wózek i zawiozły do hali, gdzie czekała już
na nich kilku metrowa choinka…No dobra, coś, co wyglądem przypominało choinkę.
Zaczęły od dołu, kładąc na gałązki wielkie bombki…
W tym samym czasie Ida i Malina przynosiły prezenty, było
ich naprawdę dużo, więc zajęło im to dużo czasu. Ale nie nudziły się zbytnio,
śpiewały kolędy po angielski i po polsku. Trochę fałszowały, ale nie o to
chodzi, On się cieszy zawsze, kiedy ktoś śpiewa.
A ja i Kiwi zaczęłyśmy wieszać plakaty z napisem „ Święto
Bożego Narodzenia”. Zaczęłyśmy od skrzydła Senatorów, no co tam też szlajają
się Padawani ( Ekhem..taka jedna Tano…). Zresztą, co mnie obchodzi romans
Ahsoki z Luxem. Zajęłam się za przyszpilanie plakatów, podczas gdy Kiwi
zajadała się żelkami i rozglądała po całym korytarzu. Nie było nikogo, więc
miałyśmy święty spokój, no i dobrze, nie lubię kiedy ktoś się interesuję tym,
co robię, a już szczególnie w takim dziwnym miejscu, jakim jest Świątynia.
Dwunastolatka podawała mi kolejne plakaty, które leżały na wielkiej stercie
papieru. Zachowywała się tak, jakby mieszkała tu od dziecka, podczas gdy mi się
trzęsły ręce!
- Jeszcze kilkadziesiąt, jak nie kilkaset...- Mruknęłam z
niezadowoloną miną i przyszpiliłam kolejne ogłoszenie.- Do jasnej choler! Po co
ja się w to wpakowałam!? Siedziałabym sobie teraz w domu popijając herbatę i
gapić się bezsensownie w telewizję!
- Wyluzuj, nie jest tak źle. Przynajmniej sobie pozwiedzasz…-
odparła szatynka.
- Świetnie…Jak opowiem o tym komu kolwiek, to na pewno
wyląduję w psychiatryku…
Skończyłyśmy na skrzydle senatorskim i pobiegłyśmy do skrzydła
Jedi…
Tam było mniej roboty, więc szybko się uwinęłyśmy. Potem
pobiegłyśmy do biblioteki i tam też wywiesiłam z osiem plakatów.
Des i Wika skończyły stroić gigant podobno- choinkę, a
resztą zajęły się droidy, które podłączyły lampki i skończyły dekorować
giganta, bo dziewczyny przecież nie dosięgały, ale dyrygowały, ajk powinno to
wyglądać. Choinka była cudowna! Cała na biało, posypana śniegem w sprayu ,
udekorowana brokatowymi bombkami i lukrowymi piernikami, mikołajami, reniferami
i z różnymi motywami Świąt Bożego Narodzenia.
- To teraz czekamy na te prezenty…- wymamrotała Wika lekko
ziewając. Nagle jeden z latających droidów upuścił gwiazdę, która powinna spocząć
na czubku, a nie u podnóża choinki. Zapewne połamała by się, gdyby nie
interwencja pewnego Jedi, który szybko chwycił ją poprzez Moc. Chwilę potem
okazało się, że to Anakin Skywalker. Wice opadła szczęka i szturchnęła Des,
która przysypiała. – Co?!
- To on!!- krzyknęła podekscytowana dziewczyna. Koleżanka
spojrzała przed siebie i także się zdziwiła…No jeszcze Republika się trzyma…
Skywalker uniósł Mocą żółtą gwiazdę i umieścił ją na prawowitym miejscu, po
czym podszedł do dziewczyn, które stały jak wryte.
- Wasze dzieło?- spytał.
- Yyy…no…eee…Tak..-powiedziała nie pewnie Des, a Wika tylko
się zarumieniła widząc swojego ulubionego bohatera kreskówki.
- BOŻE!!! To on!!!- krzyknęła zwracając uwagę mechanicznych
pomocników i rzuciła mu się na szyję…
Ida i Malina uporały się już z prezentami więc podeszły do
Skywalkera, Des i Wiki.
- Emm…Wasza przyjaciółka…-zaczął Wybraniec próbując oderwać się
od nastolatki.- Ona tak zawsze?
- Jak dla kogo.- odparła Ida.- Yyy..To znaczy…Bo ona się
cieszy, że Cię poznała.
- Aha, to wiele wyjaśnia. Możesz mnie puścić? Bo wydaję mi się, że zaczyna brakować mi
tlenu…
Dziewczyna wydawała z siebie piski i okrzyki radości, ale na
prośbę swojego idola puściła go.
W tym czasie ja i Kiwi skończyłyśmy wieszać plakaty.
Wracałyśmy już do reszty dziewczyn, gdy nagle Otylia krzyknęła:
- Żelki mi się skończyły!
- Jest masa innych słodyczy…-Zaczęłam, ale przerwała mi.
- O nie! Ja nie zdradzę żelków z innymi słodyczami…
- Dobra, dobra…Żelki się znajdą. A propo zdradzania…-
wskazałam parę, która lekko się tuliła. Nikt inny, jak nie Ahsoka i Lux.-
Jemioła by im się przydała.- Uśmiechnęłam się i pociągnęłam koleżankę w stronę
zakochanych.
- Witam was!- krzyknęłam radośnie, ale jednocześnie trochę
wścibsko. Para natychmiast się od siebie oderwała i udawała, że jest niby ok.-
Dziś wieczorem, godzina osiemnasta, główna hala, Boże Narodzenie.- Wskazałam na
plakat.- Nie chce mi się tłumaczyć, co to jest za Święto, bo i tak nie
zrozumiecie, więc możecie iść tam i zapytać kogoś. My właśnie tam idziemy.
- Co to jest?- zapytał chłopka.
- Mówiłam, że nie zrozumiecie. Nasza planeta jest dziwna i w
ogóle…Ale jest spoko, Święta tym bardziej.- Odpowiedziałam szybko i ruszyłam z
Kiwi dalej rzucając żarobliwie:- Jemioła też będzie, tylko nie wiem, czy
Anakinowi to się spodoba!
- Ale co?- zapytała Togrutanka.
- Wiesz co!- krzyknęła Kiwi wybuchając śmiechem. Rzuciłyśmy
się do biegu i po chwili znalazłyśmy się w głównej hali, gdzie przygotowania
trwały pełną parą. Reszta blogerek już siedziała przy stole i gadała a Wika nad
czymś rozmyślała.
- No wreszcie!- Krzyknęła Ida.- Co tak długo?
- Jaka płaca, taka praca.- Uśmiechnęła się Kiwi zajmując miejsce
obok Maliny.
- Ładna choinka…- powiedziałam mierząc świąteczne drzewko od
dołu.
- On tu był!- krzyknęła piskliwym głosem Wika.
- Aha…Skywalker był i namieszał jej w głowie.- Tłumaczyła
Des.
- A mi się skończyły żele.- Wtrąciła Kiwi.
Czas mijał nieubłagalnie szybko. Yoda podszedł do nas
godzinę przed rozpoczęciem wieczerzy. Potem przyszła Ahsoka z Iv’em i Luxem
(którego Iv szczerze mówiąc nienawidził; Wika znalazłaś sprzymierzeńca!!! :D).
Oczywiście byli odświętnie ubrani. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się.
- Wesołych świąt!- Powiedziałam, a po chwili dziewczyny
dołączyły do mnie. Tylko Wika miała już minę wkurzonej widokiem Bonteriego.
- Eee…Nawzajem…- Powiedział Iv.
- No…My się zmywamy, może jeszcze was odwiedzimy.-Zmieniła
temat Malina.
- Wiemy już co to są te święta. Fajny zwyczaj.- Uśmiechnęła
się Tano.
- Dobra…ekhem…Jemioła jest już powieszona więc my nie
będziemy wam przeszkadzać…Ahsoka, Lux…-O mało co nie wybuchłam śmiechem, gdy
powiedziała to Kiwi. Zresztą reszta też. Niezły ubaw. Aha, Wika chciała upuścić
na senatora „przypadkiem” kilka bombek, ale rozmyśliła się tłumacząc, że w tym
jedynym dniu w roku okaże mu litość…
Potem jakby wyparowałyśmy i znalazłam koło łóżka z komórką w
ręce.
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- krzyknęłam na cały
głos zwracając uwagę starszego brata, który grał znowu w tą popieprzoną grę.
- Co ci jest?
- Co? A nieee…Koszmar…- wyrzuciłam z siebie i z powrotem
rzuciłam się do wyra….